Mimo, że w ubiegłym
roku nie pojawił się żaden wpis na blogu, to nie znaczy, że nie jeździłem
rowerem. Jednym z najbardziej interesujących doświadczeń było objechanie wokół
masywu Mont Blanc, głównie podążając szlakiem Tour du Mont Blanc (TMB). Szlak
ten posiada kilka wariantów, które wnikliwie studiowałem przed wyjazdem na
dwóch mapach w skali 1:25000 wydanych przez IGN:
(1) 3531 ET St-Gervais-Les-Bains Massif Du Mont Blanc
(2) 3630 OT Chamonix Massif Du Mont Blanc.
Tym razem jechałem
z Agą i jej dwoma kolegami (Kazikiem i Mirkiem).
Z uwagi na wakacyjny charakter wyjazdu trasę rozplanowaliśmy na 4 dni, głównie
ze względu na dużą sumę podjazdów (~9500m), bo dystans koło 180 km nie należy
do powalających. Jechaliśmy na lekko, a spaliśmy w schroniskach i hotelach. Z
tym, że rozpoczęliśmy od jednodniowej aklimatyzacji na campingu w wiosce La
Fouly w Szwajcarii. Wybraliśmy wersję trasy o kierunku zgodnym z ruchem
wskazówek zegara.
![]() |
Tour The Mont Blanc (TMB 2013) |
La Fouly jest
przepięknie położoną wioską w alpejskiej dolinie na wysokości około 1600 m.
Góruje nad nią lodowiec, który zdecydowanie wpływa na pogodę. Jak na sierpień
noce na campingu były chłodne (temperatura spadała do kilku stopni), a ranki
były mgliste i wilgotne. Przy słonecznym dniu widoki były za to powalające.
Camping jest dobrze wyposażony, prysznice czyste, jest nawet mała ścianka
wspinaczkowa na wolnym powietrzu.
Dzień 1 (26
sierpnia 2013)
Szczęśliwie powitał
nas słoneczny ranek. Trochę zajęło nam suszenie namiotów i wyruszyliśmy dopiero
kwadrans po dziewiątej. Pierwsza przełęcz Grand Col Ferret nie nastręczyła
większych problemów, dało się podjechać. Jesteśmy we Włoszech. Od razu aparaty ruszyły w ruch,
by uchwycić zachwycające widoki. Alpy oszałamiają nas swą urodą. Zjazd dość
stromy z kilkoma agrafkami. Trzeba uważać na turystów. W niektórych miejscach
sprowadzam rower. Zabranie ze sobą sztywnego 29era nie było najlepszym pomysłem.
Mijamy Refuge Elena
i szybko zjeżdżamy do doliny, tylko po to, żeby znów rozpocząć wspinaczkę. Za
naszymi plecami, po drugiej stronie doliny połyskują w słońcu białe lodowce i
szare skały. Docieramy do chatki z kamieni, powoli nabieramy wysokości, aż w
końcu docieramy do miejsca, gdzie wokół są prawie same pionowe ściany. Chyba
niezbyt dobrym pomysłem był wybór wariantu prowadzącego przez szczyt Testa
Bernarda. Praktycznie rowery trzeba było wnosić na plecach i wszyscy mnie
zaczęli w duchu przeklinać. Ale jak to bywa za trud jest nagroda w postaci
rewelacyjnego singletracka grzbietowego. Później, od Refuge Bertone, zjazd
staje się miejscami bardzo trudny, dużo
luźnych kamieni, sporo agrafek.
Do miasteczka Cormayer
docieramy dość późno (w sumie na pierwszy dzień byłoby to w sam raz).
Początkowy plan był, żeby przenocować w Cormayer, ale wszystkie miejsca w
hotelach w rozsądnych cenach były zajęte więc rezerwacje mieliśmy w Refuge
Maison Vieille. Oznaczało to wspinaczkę na 2000 m. Usiedliśmy w restauracji,
żeby uzupełnić kalorie, a w międzyczasie zadzwoniłem do właściciela Refuge, że
przyjedziemy późno wieczorem i żeby zaczekał na nas z kolacją. Oczywiście nie
był zadowolony z tej sytuacji.
Podjazd w dużej
mierze to szutrówka, ale bardzo stroma. Niektórzy próbowali jechać, niektórzy odpuszczali
i pchali. Zapadł zmrok, przy końcówce było tak stromo, że każdy spokojnie wpychał
rower. Na miejsce noclegu dotarliśmy o 21:30. Jeszcze dużo osób siedziało,
zajadało i piło wino. Na szczęście dla nas też znalazł się ogromny talerz bardzo
smacznego spaghetti, tudzież innych przysmaków, łącznie z prosciutto i deserem.
Wszystko popiliśmy czerwonym winem dla lepszego trawienia. Mimo zmęczenia
wszyscy byli zadowoleni. Warunki noclegowe oceniłbym na średnie. Przy tak dużej
liczbie łóżek piętrowych i chrapiących sąsiadach trudno było się wyspać.
Czystość też taka sobie. Ale cóż, to tylko rodzaj schroniska, przystanku w
dłuższej wyprawie górskiej.
Jak widać po
statystykach suma przewyższeń była zabójcza jak na pierwszy dzień wyprawy. Do
Refuge Maison Vieille można było jechać okrężnym wariantem TMB (bardziej
asfaltowym), ale trudno stwierdzić jak wypadłaby taka opcja.
Dystans: 46 km
Suma podjazdów:
2993 m
Czas ruchu: 7h 41’
Dzień 2
Drugi dzień
rozpoczyna się od jazdy po grzbietach wysokich gór. Ruszamy kwadrans po
dziewiątej. Piękne widoki i świetne singletracki co jakiś czas przeplatane są
podejściami. Powoli posuwamy się do przodu. Najważniejsze, że pogoda dopisuje.
Bardzo fajny odcinek jest do La Ville des Glaciers.
Kulminacją jest
przełęcz Col De La Seigne (2516 m n.p.m.), wpych, a potem zjazd przez mleczną
mgłę do Les Chapieux (łatwy i szybki). Ponieważ jesteśmy już we Francji czas
spróbować lokalnych serów – są pyszne. Dalej podjeżdżamy po trawiastym zboczu,
aż do miejsca, gdzie trzeba wnosić rower na plecach, ale jest to krótki
odcinek. Jeszcze przed przełęczą Col De La Croix du Bonhomme (2433 m n.p.m.)
przejeżdżamy przez środek stada owiec, strzeżonych przez baśniowo wyglądającego
pasterza, ubranego w długi czarny płaszcz i kapelusz z rondem. Nieco mży. Trochę
ciężko idzie się po śliskich kamieniach. Na przełęczy w Refuge czekamy trochę jak
przestanie padać. Jednak chmury są wszechobecne. Nie czekamy dalej i jedziemy w
nieco lżejszym deszczu. Zjazd jest skalisty, w wielu miejscach nie do
zjechania. Generalnie trudny odcinek, wolny, łatwo można skręcić kostkę na
śliskich kamieniach. W końcu dojeżdżamy do szutrówki i do murowano-drewnianego
domku przyozdobionego kwiatami, w którym mamy zarezerwowany nocleg – Refuge de
Nant Borrant. Parujące lasy i soczysta zieleń traw dodały temu miejscu
mistycznego charakteru. Tym razem dotarliśmy do celu o przyzwoitej porze – jest
19:40. Zostaliśmy bardzo miło przyjęci przez właściciela, mimo, że byliśmy
brudni i mokrzy. Każdy dostał pantofle, trochę ogarnęliśmy się i dostaliśmy
obfitą kolację. Tym razem mieliśmy oddzielny pokój, bardzo schludny. Wszystkim
śmiało mogę polecić to miejsce na nocleg.
Dystans: 39 km
Suma podjazdów:
2071 m
Czas ruchu: 6h 30’
Dzień 3
Po śniadaniu, nieco
przed dziewiątą, zjeżdżamy do doliny. Tym razem mamy do przejechania znacznie
dłuższy dystans, ale planowałem go z myślą o tym, że teren będzie łatwiejszy, a
podjazdy nie takie strome. Rzeczywiście, sporo było płaskiego terenu, trochę
szutrowych dróżek i asfaltów. Powiedziałbym, że w porównaniu do poprzednich dni
w stylu jazdy enduro, ten był raczej xc.
Oczywiście istnieją
różne warianty TMB oraz inne szlaki, którymi można jechać nieco wyżej niż
doliną i pewnie byłaby to bardziej interesująca opcja. W sumie kawałek
jechaliśmy górą szlakiem poza TMB i było całkiem sympatycznie (z les Contamines
Montjoie do la Gruvaz).
Dzień był wyjątkowo słoneczny. Usiłowaliśmy ustalić,
który z ośnieżonych szczytów to Mont Blanc, ale wcale nie było to takie proste.
Chyba najlepsza widoczność była w okolicach kolejki pod szczyt z przełęczy Col
de Voza (1653 m n.p.m.). Przy zjeździe z przełęczy zaliczyliśmy fragment sztucznie
uformowanej trasy downhillowej.
W Chamonix
zaliczyliśmy Fondue, którym można było się udławić ;-) Jakoś nie zachwyciło nas
to miejsce, naszpikowane turystami, nastawione na komercjalizm, kompletnie bez
klimatu.
Na wysokości
miejscowości Les Tines zgubiliśmy szlak, ale po cofnięciu się wróciliśmy na
dobrą drogę. Potem polecieliśmy szlakiem oznaczonym na mapie Petit Balcon Nord.
Na wyciąg w miejscowości le Tour nie zdążyliśmy. Zabrakło nam dosłownie kilku
minut. Ale może to i lepiej, bo trochę zaoszczędziliśmy pieniędzy, a podjazd
pod przełęcz Col De Balme (2191 m n.p.m.) okazał się praktycznie całkowicie
podjeżdżalny (dość stroma szutrówka, a sama końcówka singiel).
Zjazd do Trient w
Szwajcarii był dość ekscytujący, trochę mnie wytrzęsło, końcówka ze sporą
ilością agrafek.
Spaliśmy w hotelu
La Grande Ourse (nie mieliśmy rezerwacji). Hotel jest odnowiony i ładny w
środku. Z rowerami nie było problemu. Niestety nie ma możliwości zjedzenia tam śniadania.
Na szczęście blisko jest coś w rodzaju gospody.
Dystans: 61.5 km
Suma podjazdów:
2639 m
Czas ruchu: 6h 59’
Dzień 4
Jak zwykle ruszamy
koło dziewiątej. Na łąkach za przełęczą Forclaz można natknąć się na walczące
krowy. Czarne, z wielkimi rogami, masywne, noszące na szyi dzwony. Na szczęście
rowerzystów nie atakowały ;-)
Po wdrapaniu się
wyżej singiel się wygładził i dało się jechać. Widok rozpościerał się na
Martigny, miasto majaczące w dolinie. Tak się złożyło, że po trasie TMB w czasie
naszej wyprawy rozpoczął się ultra-maraton. Widzieliśmy załogę z chorągiewkami,
która znakowała trasę.
Tak się złożyło, że
jadąc singlami pośród łąk na jednym z rozwidleń wybraliśmy górną wersję, a
Mirek dolną. Jak się okazało później, nasze wersja była nie do zjechania, za to
Mirek miał niezły flow. Było to w okolicach Bovine. Co ciekawe chorągiewki ultra
maratonu były przy szlaku, którym jechał Mirek, natomiast reszta z nas podążała
za szlakiem wrysowanym na mapie. Widać, że powstała nowa wersja szlaku i tej
nowej wersji lepiej się trzymać.
Nad jeziorem Lac de
Champex zrobiliśmy sobie przerwę na obiad i odpoczęliśmy. Nie musieliśmy się
spieszyć.
W dalszej części
trasy singletracki były przyjemne. W jednym z miejsc jechało się dosłownie nad
ogromną przepaścią po ścieżce szerokości stopy.
Wyprawa zakończyła
się na campingu w La Fouly smakowaniem szwajcarskich trunków. Wszystko poszło
zgodnie z planem. Obyło się bez awarii i kontuzji.
Dystans: 34 km
Suma podjazdów:
1721 m
Czas ruchu: 5h 23’
Zdjęcia zrobione przez Kazika:
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńHej Natalia, oprócz wymienionych map mieliśmy także gps. Mogę podesłać ślad na maila.
OdpowiedzUsuńTeż poproszę o dusotępnienie śladu GPS na lukaszch0@poczta.onet.pl
UsuńByłabym Ci bardzo wdzięczna, mój mail to: kosiba.natalia@gmail.com
OdpowiedzUsuńwybieram się zbliżona trasą w tym roku na przełomie sierpnia i września, czy mógłbym Cię prosić o przesłanie Waszego śladu.
OdpowiedzUsuńAndrzej ap@ratio.pl
Cześć Paweł,
OdpowiedzUsuńwybieramy się z chłopakiem w przyszłym roku na około Mt Blanc na mtb, czy miałbyś czas żeby udzielić mi kilku wskazówek? Chciałabym wiedzieć jak z noclegami było na trasie, co mieliście ze sobą w plecakach i czy było bardzo ciężko :)
Jak znajdziesz chwilę, odezwij się proszę :)
monika.jarzabek1@gmail.com
pozdrawiam!
Szkoda ze zdjęć już nie ma do obejrzenia.
OdpowiedzUsuńZdjęcia powinny być nadal dostępne:
Usuńhttps://goo.gl/photos/EwNNAfQEiVSFnqut8
Blog został przeniesiony:
https://bikepackingpassion.wordpress.com/
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTour du Mont Blanc to marzenie wielu miłośników górskich wędrówek. Twoja retrospekcja jest pełna pasji i inspiracji, a zdjęcia tylko podsycają chęć wybrania się na ten szlak.
OdpowiedzUsuńhttps://natrix.pl/